wtorek, 29 lipca 2014

Prawo sumienia


Rzeczywistość co chwila mnie czymś zaskakuje. Gdy już mi się wydaje, że głupota wokół mnie sięgnęła zenitu i po prostu dalej się nie da, wujek Albert rozdziawia szeroko paszczę w uśmiechu i ryczy z nieba: "A nie mówiłem?"


Kiedy kilka dni temu przeczytałam o "Deklaracji wiary i sumienia nauczycieli polskich" autorstwa blogera Janusza Górzyńskiego, uznałam to za żart. No bo kto normalny w demokratycznym państwie, w XXI w. wpadłby na pomysł, by nakłaniać pedagogów do podpisywania dokumentów rodem ze Świętej Inkwizycji, zagrażających fundamentalnym prawom człowieka o konstytucji RP nie wspominając (Każdy człowiek ma prawo wolności myśli, sumienia i wyznania oraz Krzewi ono [nauczanie] zrozumienie, tolerancję i przyjaźń między wszystkimi narodami, grupami rasowymi lub religijnymi)? A jednak wpadł. Ba! Znalazł nawet rzesze zwolenników. Także w środowisku nauczycieli. Żarty się skończyły.

W sumie żarty się skończyły bardzo dawno, gdy do szkół wprowadzono lekcje religii, a w salach powieszono krzyże. Prywatnie, jako osoba wierząca, nie mam nic przeciwko temu, jednak jako nauczyciel uważam, że szkoła powinna pozostać świecka. Religia czy wiara to prywatna sprawa każdego człowieka i nikt nikomu nie zabrania praktykowania swoich przekonań - noszenia medalika, uczestnictwa w nabożeństwach, modlitwy, spotkań wyznaniowych. Nie trzeba tego jednak przenosić w miejsca, w których stykają się ludzie o różnych przekonaniach,  innego wyznania, którzy także m_a_j_ą  p_r_a_w_o do wolności wyznania. 
A to prawo notorycznie jest łamane np. podczas rekolekcji czy spotkań świątecznych. Bo jak inaczej nazwać przymus uczestnictwa w rekolekcjach, czy też spotkaniach wigilijnych, które rozpoczynane są modlitwą? Kiedyś moja koleżanka, ateistka, zaprotestowała i oświadczyła, że nie pójdzie z młodzieżą na rekolekcje. Usłyszała od dyrektora, że to jej psi obowiązek, bo jest przede wszystkim wychowawcą, a swoje przekonania religijne ma zostawić poza bramą szkoły. Szkoda, że wszyscy inni również ich nie zostawili. Byłoby prościej.
A uczestniczenie we mszy na początku roku szkolnego traktowane jako obowiązek zawodowy? I nie mówię tu wcale o szkołach prywatnych, wyznaniowych. Na jakimś szkoleniu nauczycielskim jedna z uczestniczek, protestantka, mówiła o tym, że dyrektor obciął jej dodatek motywacyjny właśnie za to, że odmówiła udziału we mszach św. Argumentacja była podobna - jest pani opiekunem i wychowawcą i nie wolno pani zostawić dzieci bez opieki podczas nabożeństwa. Mało tego - nauczycielka miała stać w kościele obok swojej klasy i "dawać przykład". Czego? Chyba tylko obłudy.
Szkoła to nie miejsce na demonstrowanie swoich poglądów. To przestrzeń na pokazywanie dróg, poszukiwanie rozwiązań i refleksję nad ich wartością. To przestrzeń na dyskusję o wyborach człowieka (jakże różnych) i zadawanie pytań, na które nie zawsze znajduje się jednoznaczne odpowiedzi, zwłaszcza w dzisiejszym zróżnicowanym świecie. Powinno się rozmawiać z uczniami o różnych rzeczach, pokazywać im całe spectrum rozwiązań i uczyć mądrych wyborów. Takich, które oparte są na analizie możliwości i wartości, biorą pod uwagę wszystkie "za" i "przeciw", a nie są wymuszone przez odgórne wyznaczniki religijne.
Kiedy omawiam z uczniami Biblię (na polskim, dla jasności), zawsze stykam się z tym samym -lawiną pytań o charakterze prowokacyjnym. "Proszę pani, a jak to możliwe, by dziewica urodziła dziecko?", "A jak się ma stworzenie świata do teorii Darwina?", "A to zmartwychwstanie? To jakaś ściema!". Dla mnie to jednoznaczny sygnał - uczniowie pragną dyskusji na tematy, które ich interesują, które są im podawane w formie dogmatów, nie wyjaśniane. Zgodnie jednak ze swoimi przekonaniami (i nie podpisywałam żadnej klauzuli sumienia) mówię dzieciakom, że na języku polskim traktujemy Biblię jak książkę i nie roztrząsamy, czy to, co jest w niej napisane jest prawdą czy mitem. Dzięki takiej postawie - mam na zajęciach fajne dyskusje, bez skakania sobie do oczu osób wierzących i ateistów. Analizujemy postawy bohaterów, bez nabożnego szacunku, oceniamy ich czyny przez pryzmat ludzkich wartości, a nie dogmatów i autorytetów. Można? Można.
Mam nadzieję, że  "Deklaracja wiary i sumienia nauczycieli polskich" zostanie na etapie projektu i nikomu nie przyjdzie do głowy, by wcielać to w życie. Tak, jak w przypadku lekarzy, tak i tu nie przyniesie ona niczego dobrego, prócz absurdalnego podziału w społeczeństwie. Absurdalnego, bo przecież wszyscy, niezależnie od naszych decyzji życiowych czy poglądów wyznajemy podobne wartości i pracujemy dla drugiego człowieka, mając na uwadze jego dobro. 


      "Zostawmy ziemi ciężar stóp 
      A niebu jego niebieskość"
      Jonasz Kofta








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz